sobota, 28 grudnia 2013

Clarins Truly Matte Pore Minimizing Serum

Dziś recenzja serum zmniejszającego widoczność porów, którego używam od dwóch miesięcy.
I muszę przyznać, że mam duży problem co tu napisać. Gdybym oceniała serum po pierwszych dwóch tygodniach recenzja byłaby entuzjastyczna. Tera
z już taka nie będzie. Ale od początku:

Opakowanie
Elegancki szklany pojemnik z fatalną pompką, która dozuje kosmetyk w dowolnym wybranym przez siebie kierunku. Uciążliwe, ale jak trzyma się ją bardzo blisko ręki to jest szansa, że na niej wyląduje serum.

Działanie
No i tu pojawia się problem. Kosmetyk stosuję sumiennie, rano i wieczorem na nos i brodę. O ile na początku wydawało mi się, że skóra jest wygładzona a zaskórniki mniejsze, to po pewnym czasie przestałam zauważać jakąkolwiek poprawę. A nawet zauważyłam pojawianie się nowych zmian na brodzie. A co obiecuje producent?
Wyjątkowa receptura, dzięki której pod kontrolą pozostaje wytwarzanie sebum - wydzieliny gruczołów łojowych, ich aktywność ulega spowolnieniu. Rozszerzone pory stają się mniej widoczne, a z upływem czasu cera wygląda nieskazitelnie, niezależnie od zmieniających się warunków. Z każdym dniem skóra staje się gładsza, a jej powierzchnia bardziej wyrównana, cera odzyskuje zdrowy i matowy wygląd. /douglas.pl/



Moja cera zdecydowanie nie jest bardziej wygładzona, może pory są minimalnie mniejsze i troszkę wolniej się przetłuszcza. Na pewno nie są to wyraźnie widoczne efekty, których się spodziewałam.


Cena
Serum kosztuje 129zł za 30ml, co nie jest ani szczególnie wysoką ceną za kosmetyk tej firmy. Jednak biorąc pod uwagę efekty, a raczej ich brak to jest to zdecydowanie za dużo.

Poszukiwania kosmetyku, który pokonałby moje pory trwają. Macie jakieś sugestie?

środa, 25 grudnia 2013

Delicje na ustach

Kosmetyk w świątecznych klimatach. Masełko do ust pomarańczowo- czekoladowe.
Bomb Cosmetics Lipology Chocolate Jaffa Orange.
Pachnie i smakuje zupełnie jak ciastka Delicje. Dobrze natłuszcza i odżywia usta o ile od razu się go nie zliże.
Kosztuje 15zł za 9ml.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Tangle Teezer czy warto?

O "kultowej/magicznej" szczotce do włosów słyszałam i czytałam już dawno temu. Ale do niedawna  nie myślałam o jej kupnie. No bo co takiego super miałoby być w szczotce do włosów, co sprawiałoby że warto wydać na nią 50zł?
Wszystko zmieniło się po tym jak miałam okazję ją wypróbować, a promocja, w której
kosztuje 38zł (TU) przyspieszyła moją decyzję o kupnie.

Wybrałam kolor różowy. 
Mam dość długie włosy, które łatwo się plączą, do tej pory najlepszym rozwiązaniem był grzebień z rzadkimi zębami.


Ale okazało się, że Tangle Teezer radzi sobie lepiej. Rozczesuje włosy dokładniej i szybciej i przy tym ich nie wyrywa. Najtrudniejszym testem były mokre włosy- tu też poradził sobie bez większych problemów. Zaczęłam go też używać do dokładnego rozprowadzania masek na włosach. 
Czy jest idealną szczotką, którą każdy musi mieć?
Nie.
Jeśli ktoś nie ma problemów z plączącymi się włosami to znacznie wygodniejsza będzie zwykła szczotka z rączką. Bo Tangle Teezer niestety czasem wypada z ręki. Co jest trochę wkurzające.
CatKRM ostatnio pisała o szczotce, która ma szansę być ideałem  ale w Polsce chyba nie jest dostępna.
Ale nie narzekam bo TT i tak jest dla mnie ogromnym odkryciem w kwestii rozczesywania :).

czwartek, 19 grudnia 2013

Drogie kosmetyki, tanie kosmetyki. Za co warto zapłacić więcej, na czym zaoszczędzić. część II

Przemyśleń ciąg dalszy :). Tym razem kosmetyki do ciała i włosów.

Żel pod prysznic- Podstawą jego składu jest woda. Dlatego wystarczają mi te z Isany za 4zł :), wybór zapachów jest dość duży, nie wysuszają skóry, dobrze się pienią

Peeling-Teoretycznie nie musiałabym kupować żadnego, bo bardzo łatwo można zrobić dobry peeling z kawy/cukru/soli. Ale jestem raczej leniwa, więc czasem sięgam po gotowce. Zużywam już drugi peeling z organic shop (25zł) i nie widzę powodu żeby kupować droższy, bo lepszy niż ten chyba nie będzie

Balsam do ciała-ponieważ przez większość roku moja skóra nie jest sucha mogę używać dowolnego balsamu- lubię te firmy Eveline, zimą przerzucam się na bogatsze kosmetyki i dobrze w tej roli sprawdza się olej kokosowy

Serum do biustu- nie wiem czy w ogóle działa, ale używam. Do tej pory był to Eveline, ale zachęcona recenzją u Urban kupiłam serum z Tołpy (kosztuje ok. 40zł). Używa się bardzo przyjemnie ale nie widzę efektów.

Lakiery do paznokci- rozpiętość cen lakierów do paznokci jest niesamowita, ale najdroższymi jakie mam są Essie. Paznokcie maluję tylko na weekendy, więc nie oczekuję szałowej trwałości. Dlatego wolę mieć 10 różnych lakierów z essence/Golden Rose niż 1 Chanel

Szampon- Tak jak z żelami pod prysznic- składają się w większości z wody więc  też nie szaleję z wydatkami.Używałam szamponów za 3 zł (Rossmann seria dla dzieci) i za 80zł (Kerastase) i efekty były podobne. Bardzo lubię szampon kokosowy Vatika za ok 15zł i droższych nie potrzebuję. A pozostałe pieniądze wolę wydać na wizytę u fryzjera i profesjonalny zabieg z sauną na włosy, po którym efekty utrzymują się długo.

Odżywka/Maska- od odżywki oczekuję ułatwienia rozczesywania i tego, żeby nadmiernie nie obciążała włosów. Te warunki spełnia Balea, o którym napiszę więcej w osobnym poście. Zwłaszcza, że na kondycję włosów większy wpływ ma odpowiednia dieta niż to co na nie nakładamy.

To wszystko to oczywiście tylko teoria, bo niestety kupując kosmetyki kieruję się nie tylko względami praktycznymi. Czasem skusi mnie zapach, opakowanie, kolor, albo po prostu potrzebuję czegoś co szybko poprawi mi humor. Ale warto czasem chwilkę zastanowić się czy to ile płacimy za kosmetyk jest na prawdę tego warte.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Drogie kosmetyki, tanie kosmetyki. Za co warto zapłacić więcej, na czym zaoszczędzić.

Uwaga, dziś kilka moich przemyśleń kosmetyczno-finansowych.
Ilość pieniędzy, które wydaję na kosmetyki jest ograniczona (i pewnie nie jestem wyjątkiem), co zmusza mnie do dokonywania wyborów podczas zakupów. Czy kupić jeden droższy produkt, czy trzy tańsze?
Przez lata doszłam do pewnych wniosków, które Wam przedstawię i zachęcam do dyskusji :).
Żeby nie robić bałaganu, opiszę kosmetyki w grupach. I podzielę post na części, żeby nie zanudzić taką ilością tekstu.
Na początek

Pielęgnacja twarzy
Żele/pianki do mycia- nie warto przepłacać, jeśli kosmetyk dobrze oczyszcza i nie wysusza to nic więcej do szczęścia nie trzeba dlatego często wracam do Żelu micelarnego BeBeauty z Biedronki i żeli Biały Jeleń. Nie zauważyłam żeby droższe specyfiki działały zdecydowanie lepiej

Demakijaż- tu jestem bardziej ostrożna, bo moje oczy są dosyć wrażliwe i niektórym tańszym produktom zdarzyło się je podrażnić, a jeśli nie podrażniały to nie zmywały też makijażu (np. płyn micelarny BeBeauty). Ciągle szukam dobrego płynu do demakijażu, obecnie w czołówce znajduje się Eucerin Dermatoclean czyli cenowa klasa średnia

Tonik- dla mnie produkt zbędny

Krem do twarzy- u mnie bardzo dobrze sprawdza się krem Mixa, czyli kosmetyk tani i kremy Irena Eris Normamat, czyli troszkę droższe, ale bez szaleństw, może za parę lat będę musiała zacząć inwestować więcej w kremy

Serum- tu nie warto oszczędzać, obecnie stosuję sera(?) zmniejszające widoczność porów i wśród produktów tańszych firm ciężko w ogóle takie znaleźć. Nie znaczy to niestety, że droższe dają jakieś spektakularne efekty- obecnie używam Clarins Pore Minimizing Serum, ale jak się skończy chyba kupię Elizabeth Arden Idealist. A za parę lat pewnie zacznę myśleć o czymś przeciwzmarszkowym.

Makijaż
Podkład- w dobry podkład warto zainwestować, bo bez niego cała reszta makijażu wygląda źle. Obecnie używam Smashbox Liquid Halo (pisałam TU) i nie planuję się z nim rozstawać. Ale podkład Pharmaceris, który kosztuje ok. 5 razy mniej jest całkiem niezły.

Puder- w domu do wykończenia makijażu używam Clinique Redness Solution, czyli pudru, który jest raczej droższy niż tańszy ale działa tak jak ma działać. Ale gdyby nie popękane naczynka i skłonność do rumienienia się nie kupowałabym nic droższego od e.l.f. Transclutent Matte Powder, który noszę w torebce do poprawek w ciągu dnia.

Róż-  marzy mi się Diorskin Rosy Glow, chociaż biorąc pod uwagę, że różu używam dosyć rzadko i zupełnie wystarcza mi Lumene, który mam od lat to byłyby to wyrzucone pieniądze

Cienie do powiek-niestety wśród cieni tanich marek (essence itp) nie znalazłam takich, które by mnie usatysfakcjonowały ale już Sleek, Inglot i L'oreal dają radę i wcale nie różnią się jakoś znacząco jakością od Smashboxa

Kredki- chyba jeszcze nie zdarzyło mi się kupić takiej, która kosztuje ponad 20zł i nie sądzę, żeby to się zmieniło

Tusz do rzęs-moim ideałem jest Max Factor Clump Defy i w porównaniu z nim żaden Diorshow ani Hypnose nie mają szans ;), mam za to takie, które są jeszcze tańsze: mascara Golden Rose o której pisałam i mascara Eveline w złotym opakowaniu- są naprawdę dobre

sobota, 14 grudnia 2013

Pielęgnacja twarzy update

Kolejny post o pielęgnacji twarzy. Skończyłam już prawie wszystkie kosmetyki, które prezentowałam TU i sięgnęłam po 2 zestawy kosmetyków.
Pierwszy z nich to kupiony w TKMaxx zestaw Elisabeth Arden Visible Difference do skóry tłustej. W skład zestawu wchodzą:
Żel do mycia twarzy 50ml
Tonik 50ml
Lotion 30ml (pokazywałam go TU)
Serum, które od razu zgubiłam- chyba 10ml
 Drugi zestaw to nowość marki Irena Eris czyli seria Normamat, w zestawie znalazłam:
Krem-nektar nawilżająco-matujący na dzień 20ml
Krem nawilżający sebo-normalizujący na noc 20ml
Peeling sferyczny, który czeka aż skończę mikrodermabrazję Yoskine

Z kosmetyków Elizabeth Arden najbardziej spodobał mi się żel do mycia twarzy. Ma bardzo gęstą konsystencję i jest bardzo wydajny. Mocno się pieni i pozostawia uczucie super czystej skóry. Muszę tylko uważać, żeby nie dostał się do oczu, bo potrafi je podrażnić.
Tonik składa się przede wszystkim z alkoholu i dosyć mocno wysusza moją skórę. A że zimą i tak muszę walczyć z łuszczącymi się plackami na twarzy to nie jest mi on do szczęścia potrzebny. Może lepiej sprawdziłby się wiosną. Na zdjęciu widać, że w buteleczce została mniej niż połowa produktu- niestety to efekt przewrócenia opakowania. Wolę jak płynne kosmetyki mają w opakowaniu małą dziurkę- to jest bezpieczniejsza opcja dla takich niezdar jak ja.
Lotion do twarzy, o którym już wspominałam. Bardzo płynny, dużą część zużyłam nie na twarz ale na kafelki w łazience- chwila nieuwagi z odkręconą tubką i już z niej wypływa. Nie jest to zły kosmetyk ale aktualnie jest dla mnie za lekki. Pewnie latem oceniłabym go lepiej. Minusem jest brak filtra i to, że nie zauważyłam obiecywanego przez producenta wygładzenia i zmatowienia.

Znacznie bardziej przypadły mi do gustu kremy od Ireny Eris. Krem na dzień naprawdę matuje! I to na długo! Dopiero po ok 8 godzinach zauważam ślady błyszczenia. To chyba najlepszy krem matujący, z którym miałam do czynienia. Przy tym nie wysusza skóry i nie zauważyłam żeby zapychał.
Krem na noc też mi się podoba. Jest dosyć gęsty, ale wchłania się szybko. Skóra staje się miękka i nawilżona. Oba mają bardzo przyjemny zapach.
Na pewno kupię te kremy w pełnowymiarowych opakowaniach (czyli 30ml). Peelingu użyłam dwa razy i nie jest zły, ale nie jest też lepszy od Yoskine. Coś dla fanek delikatniejszego ścierania, zwłaszcza, że producent zaleca codzienne stosowanie.

Oprócz tych produktów stosuję 2 razy dziennie serum Clarins Pore Minimizing, ale o nim napiszę osobny post.


piątek, 13 grudnia 2013

Maybelline Master Drama Chromatics

Pokażę dziś dwie kredki do oczu, które ostatnio dołączyły do mojej kolekcji. Na stronie producenta znajduje się informacja, że jest to letnia edycja limitowana ale sądzę, że bez problemu można ją znaleźć w drogeriach. Z 3 dostępnych kolorów wybrałam 2. Nie skusiłam się na odcień Magic Magenta, który jest intensywnie różowy i bałam się, że na oku da efekt zapalenia spojówek.
Pozostałe kolory to Purple Light czyli śliwkowy fiolet i Turquoise czyli turkus ;).


Kredki mają klasyczny kształt i opakowanie z zatyczką w kolorze kredki, co ułatwia znalezienie odpowiedniego koloru w kosmetyczce.

Kredki mają jedną wadę, z której wynikają kolejne. Są bardzo miękkie, a przez to mało wydajne no i trudno nimi narysować cienką kreskę. Ale wybaczam im to, bo mają bardzo intensywne kolory i są bardzo trwałe.
Wytrzymują na powiece 10 godzin, nie odbijają się i nie znikają. Łatwo zmywają się mleczkiem do demakijażu.
Jestem z nich zadowolona i polecam fankom kolorowych kresek. Cena to ok. 20zł.






niedziela, 8 grudnia 2013

Zimowe smarowidła

Ostatnio bywam tu trochę rzadziej, ale mam nadzieję, że od przyszłego tygodnia wszystko wróci do normy, bo mam o czym pisać. Dziś pokażę specyfiki do ciała, których używam gdy za oknem robi się zimno i szaro/biało. Stawiam wtedy na ciepłe i spożywcze zapachy i bogate konsystencje.
Obecnie mam cztery produkty, które spełniają te kryteria.



Bomb Cosmetics kostka do masażu Czekoladowa Terapi
Organic shop White choco&shea Body Butter
The Body Shop Olejek do ciała Chocomania
Phenome Rozgrzewajace masło do ciała tangerine SPA 



Kostka do masażu jest dosyć duża (waży 65g) i rozpuszcza się pod wpływem temperatury ciała. Na zdjęciu widoczna w całości, bo tak jej używałam, ale ostatnio zaczęłam dzielić ja sobie na mniejsze kawałki. Tak jest wygodniej, chociaż nie wygląda już tak uroczo. Głównym składnikiem jest w niej masło kakaowe, po nałożeniu skóra jest natłuszczona i ma delikatny zapach czekolady. Jedynym minusem jest dla mnie przechowywanie kostki- przydałaby się jakaś fajna puszka, a że nie posiadam żadnej, która pasowałaby do rozmiaru to trzymam  ją w zwykłym woreczku, co nie wygląda fajnie.
Cena i dostepność: ok. 16zł w sklepach internetowych, czasem w  stacjonarnych też można ją znaleźć.

Masła do ciała Organic Shop nie potrafię jednoznacznie ocenić, ich peelingi są świetnie i chyba tego samego oczekiwałam od masła. Pierwszą, rzeczą, która mnie odrobinę rozczarowała jest zapach. Nie jest to biała czekolada, którą sobie wyobrażałam, zapach jest bardziej subtelny z delikatna kawową nutą. Konsystencja jest dosyć twarda, co widać na zdjęciu, potrzeba trochę czasu, żeby dokładnie rozsmarować je na skórze. Ale jak już się z tym uporamy to skóra jest przyjemnie gładka i natłuszczona. Organic Shop oprócz maseł produkuje kremy, musy i suflety do ciała, chętnie je wypróbuję.
Kosztuje ok 25zł za opakowanie 250ml. Dostępny w  sklepach internetowych.



Olejek do ciała Chocomania uwielbiam za zapach- niby czekoladowy, ale jednak inny niż wszystkie.
Zachowuje się tak jak wszystkie inne olejki, z  którymi miałam do czynienie. Natłuszcza skórę a zapach utrzymuje się dosyć długo. Używam go wieczorem i już po pierwszym użyciu piżama pachnie jak czekoladki.
Przyczepić mogę się do dwóch rzeczy- opakowania i ceny. Butelka jest wykonana z trochę zbyt twardego plastiku, co czasem utrudnia wydobycie olejku, zwłaszcza jak ma się już wysmarowane nim ręce. No i cena 39zł za 100ml buteleczkę to nie jest mało, dlatego warto poczekać na promocje.


I na koniec najnowszy nabytek, czyli rozgrzewające masło do ciała od phenome. Właściwie to powinno się chyba nazywać balsam do ciała, bo konsystencja ma niewiele wspólnego z masłem.
Ma piękny zapach- rzeczywiście czuć imbir i mandarynkę. Szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Jest najlżejszy ze smarowideł i nie do końca radzi sobie z mocno przesuszoną skórą, nie czuć też efektu rozgrzewającego.Ale jego używanie jest naprawdę przyjemne i dla skóry bez szczególnych problemów będzie w sam raz. Przeszkodą może za to być jego cena. Produkt występuje w dwóch pojemnościach- 200ml i 50ml.  Mniejsze opakowanie kosztuje 52zł. Obecnie w internetowym sklepie phenome trwa promocja i masło jest przecenione o 15%. Co nie zmienia faktu, że jest zbyt drogie.

A jakie są wasze ulubione zimowe kosmetyki do ciała?

wtorek, 3 grudnia 2013

Bitwa na włosy

Przepraszam za tytuł, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać ;).
Porównam dziś dwa suche szampony- Syoss Anti-Grease i Batiste Cherry.

Opakowania: Oba mają pojemność 200ml. Opakowanie Syossa jest bardziej eleganckie a Batiste weselsze :).  Remis 1:1




Sposób użycia: tu pojawia się pierwsza duża różnica. Użycie szamponu Batiste jest znacznie prostsze- potrząsamy pojemnikiem, psikamy z odległości 30cm, masujemy skórę głowy i wyczesujemy szczotką.
I to rzeczywiście wystarcza, żeby wszystkie ślady szamponu zniknęły z głowy.
Z Syossem sprawa jest bardziej skomplikowana. Producent zaleca żeby najpierw zabezpieczyć ramiona ręcznikiem (moim zdaniem ten krok można pominąć), następnie wstrząsnąć i rozpylać. Ale wstrząsać należy za każdym razem przed naciśnięciem dozownika. Potem masujemy głowę ręcznikiem (ja to robię palcami), wyczesujemy i usuwamy pozostałości za pomocą suszarki. I rzeczywiście trudno pominąć ten ostatni krok, bo po wyczesaniu włosów są one nadal siwe.
Ponieważ jestem leniwa wygrywa Batiste, bo nie zmusza do użycia suszarki. B:S 1:0

Zapach: W tej kategorii zdecydowanym zwycięzcą jest Batiste. Wiśniowy zapach jest delikatny i przyjemny, a jeśli komuś nie odpowiada to ma do wyboru kilka innych wersji zapachowych. Niestety w przypadku Syossa jest gorzej- intensywny, chemiczny zapach, który jest na dodatek dosyć trwały i wyczuwalny jeszcze przez pewnie czas po użyciu. B:S 1:0

Działanie: W tej kategorii remis. Oba robią to co powinny, czyli odświeżają włosy, nadają też trochę objętości. Ale nie zastępują porządnego umycia. B:S 1:1

Cena : Tu też remis, cena to ok 15zł za opakowanie 200ml. B:S 1:1

Dostępność: Syoss dostępny jest we wszystkich dużych drogeriach, natomiast Batiste pojawił się w Hebe, ale chyba nie pełen asortyment, dostępny jest też w drogeriach internetowych. Wygrywa Syoss B:S 0:1

Wynik: B:S 5:4 Wygrywa szampon Batiste różnicą jednego punktu, ale uważam, że jest znacznie fajniejszy od Syossa, ze względu na przyjemny zapach i łatwiejsze używanie (chyba powinnam zastosować jakieś współczynniki, żeby wynik był bardziej miarodajny ;) )

piątek, 29 listopada 2013

Mini post szpiegowski

Zainspirowały mnie posty u Cat's Little Corner. U mnie tylko jedno zdjęcie i to z kwiaciarni, ale bardzo mnie rozbawiło. Panie i Panowie przedstawiam woski Janke Candle :P

czwartek, 28 listopada 2013

Podkład idealny

Przedstawiam Smashbox Liquid Halo HD Foundation- podkład idealny.
Na początek opis ze strony smashbox.com
Bring on the flawless! The first-ever foundation with 100% Liquid Light Technology completely evens out skin for a totally natural, luminous finish. (Think gel-covered pigments that mimic photo filters to blur imperfections.) 
Created in our studios, this HD formula was developed to keep up with advancing photo technology by giving you flawless coverage that's undetectable to the naked eye. 
•    Works with all undertones
•    Buildable sheer-to-medium coverage
•    Long-wearing
•    Moisturizing
•    Sweat and humidity resistant

I tak naprawdę mogłabym już nic nie dodawać, bo zgadzam się zupełnie z tym opisem. Podkład ma zupełnie inną kosystencję niż te, z którymi miałam do czynienia do tej pory. Jest taki żelowo-aksamitny (ciężko to dobrze opisać, najlepiej wybrać się do Sephory i przetestować) i rzeczywiście po nałożeniu nie widać, że na twarzy jest podkład. Widać po prostu, że cera jest ładniejsza, świetlista o wyrównanym kolorze- jakby ktoś nałożył filtr na aparat. Krycie jest takie jak opisuje producent czyli lekkie do średniego. Mi to w zupełności wystarcza, zwłaszcza, że można  je stopniować dodając kolejną warstwę produktu bez obawy o zrobienie sobie maski na twarzy. Ogromnym plusem jest to, że nie wchodzi w pory i nie podkreśla suchych skórek. Od paru dni walczę z katarem i nawet przy częstym wycieraniu nosa podkład nie znika tak szybko jak inne.

Opakowanie jest klasyczne- szklane z pompką, pojemność 30ml. Zazwyczaj zużywam dwie pompki na makijaż. Podkład występuje w 10 odcieniach, ale nie sądzę, żeby wszystkie były dostępne w Polsce. Mam odcień 2, który wydawał mi się trochę za ciemny ale pan wizażysta w Sephorze przekonał mnie, że będzie pasował i miał rację.

Cena to 150 albo 159zł (42$), ale trafiłam akurat na promocję -20% i dostałam też miniaturkę (7,1ml) bazy ze Smashboxa, więc nie ma dramatu ;). Na koniec parę zdjęć pokazujących jak podkład zachowuje się na skórze po rozprowadzeniu, ale nie oddają one do końca tego jak wygląda to na żywo. 



Wydaje się znacznie za ciemny

Ale po dokładnym rozprowadzeniu stapia się ze skórą

To na pewno nie jest moja ostatnia butelka i polecam go wszystkim, którzy nie potrzebują całkowitego krycia, tylko efektu idealnej cery bez widocznego podkładu.




środa, 27 listopada 2013

Rozdanie z Phenome u O wszystkim co cieszy

Jak w temacie- klik TU. Może się uda :)

Właściwe kosmetyki w niewłaściwych opakowaniach

Do napisania tego postu zainspirowały mnie dwa kosmetyki:
Receptury Agafii Serum do twarzy do 35 lat Zachowanie młodości (pisałam o nim TU)
i  Elizabeth Arden Visible Difference Oil Free Lotion. Oba kosmetyki łączy niedostosowanie opakowania do konsystencji.

Na usprawiedliwienie Elizabeth Arden można dodać, że nie mam produktu pełnowymiarowego.
Pochodzi z zestawu, który kupiłam kiedyś w TK Maxx. Jest to tuba zawierająca 30ml lotionu, natomiast "prawdziwa" wersja to eleganckie opakowanie o pojemności 50ml z pompką.
                                                     Pełnowymiarowy produkt
                                                                Zdjęcie ze strony feelunique.com



Serum zamknięte jest w pojemniku z ciemnego szkła z pipetą. Wygląda ładnie, gorzej z używaniem. Serum jest dosyć gęstym kremem i wydobycie go dołączoną pipetą jest trudne i czasochłonne. Zazwyczaj kończy się to tak, że próbuję wytrząsnąć je na dłoń, ale w ten sposób nie mam żadnej kontroli nad ilością która wypłynie. Domyślam się, że pipeta ma za zadanie dodawać produktowi "luksusowości" ale znacznie lepiej sprawdziłoby się opakowanie z pompką.







































































Z odwrotnym problemem mamy do czynienia w przypadku kosmetyku EA. Jest zamknięty w dosyć miękkiej tubie z za dużym otworem. Lotion jest na tyle rzadki, że nawet bez naciskania naopakowanie wylatuje z niego. Zazwyczaj więcej niż jest potrzebne. Tutaj także opakowanie 
   z pompką (albo pipetą ;))byłoby bardziej praktyczne.

Nie wygląda to zbyt estetycznie no i dużo lotionu 
się marnujena zakrętce


I jeszcze jeden całkiem obiecujący produkt, o którym na pewno napiszę kiedyś osobny post- Clarins Truly Matte Pore Minimizing Serum. Tu jest prawie idealnie, bo jest dosyć rzadki i ma opakowanie z pompką. Ale pompka jest źle "skalibrowana" i jak się nie zachowa wystarczającej czujności to serum ląduje na kafelkach/podłodze/lustrze a nie na ręce.


Kogoś jeszcze wkurzają nieprzemyślane opakowania? Czy tylko ja mam z tym problem ;)?

niedziela, 24 listopada 2013

Golden Rose Sexy Black Mascara

Dziś post z cyklu dobre i tanie. Mascarę Sexy Black wygrałam w loterii w sklepie Golden Rose. wystarczyło zrobić zakupy za określoną sumę (chyba 20zł) i można było losować- każdy los wygrywał. Inaczej pewnie nigdy nie zwróciłabym na nią uwagi.
Obietnice producenta /strona goldenrose.pl/
Innowacyjna formuła tuszu ekstremalnie pogrubia i wydłuża rzęsy z każdym pociągnięciem. Elastyczna szczoteczka precyzyjnie je unosi i rozdziela, zapewniając perfekcyjny kształt każdej rzęsy. Specjalna formuła tuszu przeciwdziała powstawaniu grudek i sklejaniu się rzęs, dzięki czemu możemy kilkakrotnie aplikować tusz bez obawy o nieestetyczny wygląd rzęs. Wysoka zawartość pigmentów gwarantuje kolor głębokiej czerni. Efekt końcowy to maksymalnie pogrubione, wydłużone i uniesione rzęsy, które otworzą spojrzenie, a oczom dodadzą blasku i stylu !

Opakowanie:
kwestia gustu, wolę prostsze rozwiązania, więc dałabym sobie spokój z tym nadrukiem koronki, ale dramatu nie ma. Mieści 8ml mascary

 




Szczoteczka:

silikonowa, w kształcie hmm... maczugi, zaokrąglona końcówka ułatwia dotarcie do krótkich rzęs, ładnie rozdziela. Na zdjęciu dla porównania ze szczoteczką mascary Clump Defy Max Factor


Działanie:
Mascara nieźle wydłuża rzęsy, nie pogrubia ich ekstremalnie, co akurat dla mnie jest zaletą. Efekt można stopniować i nawet przy kilku warstwach nie tworzą się grudki ani pajęcze nóżki. Nie zauważyłam żeby "unosiła" rzęsy.

Trwałość:
Nie ma się czego przyczepić. Bez problemu wytrzymuje cały dzień/całą noc a potem ładnie się zmywa mleczkiem do demakijażu.

Cena: 21,9zł w sklepie internetowym producenta

Dostępność: sklepy Golden Rose, sklep internetowy

Mascara bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, do tej pory do Golden Rose chodziłam tylko po lakiery, ale chyba zainteresuję się resztą ich kosmetyków. Najbardziej pasuje mi kształt szczoteczki- mam głęboko osadzone oczy i kulka na końcu bardzo ułatwia dotarcie do wszystkich rzęs.

sobota, 23 listopada 2013

The Body Shop Extra Virgin Minerals Compact Foundation

Wczoraj porażka lakierowa dziś podkładowa. O ile nieudany lakier za ok 5zł bez bólu mogę wyrzucić, to podkład, którego regularna cena wynosi 80zł mocno mnie wkurzył. Na szczęście kupiłam go za znacznie mniej (pokazywałam go tu) ale i tak bardzo mnie zawiódł.
Mimo mojej sympatii do The Body Shop nie potrafię znaleźć ani jednej zalety tego kompaktu.

Na początek może opis producenta /http://www.thebodyshop.co.uk/ (wciąż brak polskiej strony internetowej)
This cream-to-powder mineral foundation contains pure minerals and cold-pressed extra virgin olive oil for an immaculate, matte finish. It has an ultra-blendable formula and contains a custom brush for flawless application.
  • Medium to full coverage
  • Smooth, matte finish
  • Integrated cruelty-free brush
  • Contains SPF 15
  • Fragrance & Paraben-free
Podkład ma kremowo-tłustą konsystencję (to pewnie zasługa oliwy), która nie zmienia się w pudrową i na pewno nie zapewnia nieskazitelnego, matowego wykończenia. Próbowałam nakładać podkład: dołączonym pędzlem, moim pędzlem, gąbeczką, palcami i za każdym razem wyglądał źle. Nie stapia się ze skórą, jest widoczny jako tłusta warstwa. Krycie określiłabym maksymalnie jako średnie ale na pewno nie pełne. Ciężko jest je stopniować, ponieważ po nałożeniu jednej warstwy podkładu każda kolejna się na niej po prostu ślizga. Matowe wykończenie będzie jak nałożymy na podkład dużo pudru, ale na pewno nie będzie "smooth".
I na koniec dowód rzeczowy, chociaż i tak zdjęcie nie oddaje do końca tego jak źle podkład wygląda na twarzy.

Jak widać podkreśla wszystko co chciałoby się za pomocą podkładu ukryć, włazi w pory i robi samo zło.
To chyba pierwszy produkt tej firmy, który tak bardzo mnie zawiódł. 
Ktoś jeszcze używał tego kompaktu?

I na koniec, żeby nie było tak smutno ogłaszam, że znalazłam podkład idealny, który zostanie już ze mną na zawsze :). Ale o nim napiszę następnym razem.



piątek, 22 listopada 2013

Nie byłam dziś w Rossmannie

Jak w tytule. Chociaż nie wynika to z silnej woli tylko z masy innych wydatków. Poza tym mam wrażenie, że coraz częściej można trafić na bardzo atrakcyjne promocje w różnych sieciowych drogeriach. Pokażę za to lakier z Wibo, który mnie zawiódł i wylądował w koszu.
Od tanich lakierów nie wymagam wiele, ale ten w ogóle nie nadawał się do niczego. Na paznokciach tworzyły się dziwne mazy zamiast równej warstwy. Kilka razy dałam mu szansę ale nic z tego nie wyszło. A szkoda bo kolor bardzo mi się spodobał- mocno rozbielona cytryna z shimmerem. Muszę poszukać odpowiednika z jakiejś innej firmy- może znacie podobny kolor?

"Formuła imitująca lakier żelowy" Niestety dosyć nieudolnie

Na zdjęciu lakier wygląda znacznie lepiej niż w rzeczywistości- normalnie prześwity są znacznie bardziej wyraźne.
Za to moje paznokcie fatalnie.
Czy to ja miałam pecha i trafiłam na jakiś zły egzemplarz? Warto dać jeszcze szansę tym lakierom?

środa, 20 listopada 2013

Domowy peeling

Chociaż ostatnio zachwycam się peelingiem do ciała Organic Shop i mam ochotę wypróbować wszystkie jego wersje zapachowe to zdarza mi się samej zrobić peeling.
To nic skomplikowanego- potrzebne są tylko dwa składniki: zdzierające drobinki i baza.
Ja używam kawy (już wcześniej zaparzonej) i oleju kokosowego. No i jeszcze pojemnik na gotowy peeling.
Wykonanie jest banalne. Do pojemniczka wrzucamy składniki (dodałam jeszcze łyżeczkę cynamonu) i mieszamy.





I gotowe :)
Wersja którą tu przedstawiłam to tylko przykład. Kawę możemy zastąpić cukrem lub solą, a olej kokosowy każdym innym olejem. Ja jednak najbardziej lubię wersję kawową bo fusy i tak już do niczego innego by się nie przydały, poza tym nie rozpuszczają się pod wpływem wody, więc peeling jest mocniejszy. Jest też i wada- po użyciu tego peelingu kabina prysznicowa wygląda dosyć nieatrakcyjnie ;). Dodatki zapachowe, którym tu jest cynamon też mogą być różne. Na przykład olejki eteryczne, suszone płatki kwiatów- co kto lubi. 
Lubicie tworzyć takie domowe kosmetyki?